Jest niedziela, żar leje się z nieba, wakacje, sierpniowe leniwe popołudnie. Czyli wiadomo, że wszędzie ludzie dostają małpiego rozumu, wliczając oczywiście sąsiedni Beskid Śląski. Każdy chce wykorzystać dzień wolny, jechać na wycieczkę, wypić piwko w schronisku z widokiem.

Wszystko to brzmi pięknie, ale od jakiegoś czasu nie potrafimy już zwiedzać normalnie. Kiedyś chodziliśmy wszędzie i tłumy nie przeszkadzały nam aż tak bardzo. Odwiedzaliśmy Bieszczady w majówkę, Tatry w weekendowy lipcowe i święta. 

Otatnio jednak szukamy swojego miejsca, odludzia, gdzie nie ma żywej duszy. Chcemy być z przyrodą sam na sam. Oczywiście tak się nie da, nie można mieć gór, pastwisk, polan na wyłączność, ale można próbować znaleźć ten spokój i harmonię gdzieś między źdźbłami trawy. Bo tam jest cisza, spokój, piękno i my bez kompleksów. 

Artur nie krępuje się wtedy robić zdjęć w przedziwnych pozach, a ja mogę sobie hasać po polu jak rusałka, tańczyć, albo czytać bez krępacji. Kto raz tego zaznał, wie o co mi chodzi. 

Dlatego wybieramy nietypowe godziny dla rozpoczęcia naszych wycieczek. Kiedy większość turystów schodzi po całodniowym górskim trekkingu, my ciśniemy pod górkę. Zdarza się, że mijają nas jednostki, a tym razem były to dwie osoby przejeżdżające na rowerach. 

 

Oczywiście takie wypady mają swoje minusy, gdyż nie możemy spędzić w ukochanych górach wielu godzin, ten czas jest raczej ograniczony, ale mimo wszystko czujemy, że lepiej go wykorzystaliśmy. 

Wybieramy albo przyjazd przed zachodem, szukamy dogodnego miejsca i oglądamy sobie zachodzące słońca w pięknych okolicznościach przyrody, albo jedziemy w środku nocy i polujemy na wschód, eksplorujemy najbliższy teren i wracamy zanim tłumy z tobołkami nadciągają. 

Ta niedziela była przeznaczona na zachód. Przyjemny chłód mówił nam, że pora na wchodzenie pod górę jest idealna. Ostatecznie trochę nawet sobie podbiegliśmy, żeby zdążyć zobaczyć soczyste słońce już na samej hali w dogodnym do tego miejscu. 

Arturo jak zwykle kazał mi podawać sobie te fotograficzne szpargały typu obiektyw czy statyw. A ja już się rozglądałam za wymoszczoną trawką, żeby się usadowić. Oczywiście książka i kroma w plecaku i oddałam się dwóm ulubionym czynnościom. 

Takie to piękne, że w górach każdy znajdzie coś dla siebie: rowery, spacery, czytanie, bieganie, chodzenie, fotografowanie, spanie. 

Gdyby ktoś chciał jednak podjąć się tych czynności w ciszy i spokoju to polecamy: 

  1. Samochód zaparkować w Ujsołach
  2. Wybrać czarny szlak i kierować się na żółty aż do Hali Redykalnej 
  3. Wybrać godziny późno popołudniowe 
  4. Cieszyć się pustkami na szlaku i pamiętać, żeby zdążyć na Halę przed zachodem 
  5. Zabrać czołówkę na drogę powrotną, gdyż z pewnością zastanie was już noc.
  6. Należy pamiętać, że w nocy chodzicie po szlaku na własną odpowiedzialność, starając zachowywać się przyzwoicie i cicho, żeby dać odetchnąć zwierzętom, po całodniowej turystycznej nagonce. Co więcej, sprawdzajcie zawsze, gdzie w Polsce nie można poruszać się po zmroku i o jakiej porze roku! 

Dajcie znać, czy ktoś już próbował naszego przepisu na najlepsze wycieczki i zachody i wschody w górach 🙂