Zrobiło się na tyle zimno stojąc w miejscu, że musieliśmy wracać, chociaż pora była dopiero wieczorowa. Szliśmy dokładnie tą samą drogą, którą wchodziliśmy, przebierając żwawo nóżkami, bo pizgało złem nielitościwie.
Bez ceregieli dotarliśmy do Busa, który niewzruszenie stał w tym samym miejscu, w którym go zaparkowaliśmy. Chwilkę pojeździliśmy po okolicy i na pustym parkingu nieopodal, zacumowaliśmy na noc. Obok nas inni amatorzy T4 mieli swoje miejsce, z opcją pozostania do rana.
W trójkę było dosyć mało miejsca w Busiku, ale daliśmy radę zjeść porządną kolację, pooglądać “Świat Według Ludwiczka”, obalić browca i o 22 już odpłynęliśmy. Nawet przy -15 nie było nam specjalnie zimno tej nocy.