Województwo Dolnośląskie nie było nam wcześniej dobrze znane, nie licząc oczywiście Wrocławia.

To się zmieniło, kiedy pierwszy raz pojechaliśmy na wschód słońca do Rudawskiego Parku Krajobrazowego i z miejsca miłość! Skałki, soczysta,  jakby tropikalna roślinność, sielankowe pastwiska i ten niesamowity klimat- dawnych lat.

Zakochujemy się łatwo, kochamy mocno, nudzimy  szybko. 

Tak samo było z dolnym śląskiem- od razu się zakochaliśmy i nie znudzimy się nim chyba nigdy 🙂 

Jedziesz samochodem i dosłownie co kilka kilometrów musisz wyjść i zobaczyć na własne oczy, co ciekawego czai się za rogiem.  

Na pierwszy ogień poszły skałki w Rudawskim, po przejściu rannych ptaszków, które ubóstwiają wschody słońca, wślizgnęliśmy się na punkt widokowy- Sokolik Duży. 

Śniadanko na skałkach i ruszamy dalej. Zwiedziliśmy okoliczne lasy przy wschodzącym słoneczku, aż uznaliśmy, że trzeba koniecznie się przespać. Dwie godziny w samochodzie, hektolitry kawy i jedziemy z tematem dalej. 

Mnóstwo ruin zamków wokół, piękne wiejskie kościółki, domy podziurawione kulami jeszcze z czasów wojny. 

W końcu jeżdżąc po okolicy trafiliśmy na boski zamek- pałac w Karpnikach i korzystając z okazji wbiliśmy do altanki nieopodal, żeby sobie popatrzeć na poniemiecką architekturę. Szczekanie psa skróciło pokaz 😉 

Uznaliśmy, że jeszcze Kolorowe Jeziorka, skoro to taka wielka atrakcja turystyczna i do domciu.

Jadąc tam wiedzieliśmy, że to słaby pomysł, bo wszystkie okoliczne samochody zmierzały dokładnie w to miejsce….

W myśl zasady, że w kolejce to stoimy, ale tylko po dobre jedzenie w sklepie, zwinęliśmy manatki i pojechaliśmy na Śląsk. Kolorowe będą musiały poczekać na nas, oby niedługo ;D